sobota, 11 marca 2017

WIETNAM od kuchni... Delta Mekongu

Moją kulinarną relację z pełnej przygód wycieczki po Azji rozpocznę dzisiaj trochę od środka :)


Delta Mekongu to niezwykle malowniczy region w południowo-zachodniej części Wietnamu położony nad ujściem rzeki Mekong do Morza Południowochińskiego.

W samym centrum rozgałęzionych szlaków wodnych, pól ryżowych i wodnych targów leży Can Tho - miasto będące idealną bazą wypadową do zwiedzania tego miejsca :)

Do Can Tho bez problemu dostaliśmy się wieczornym busem z Ho Chi Minh City. Następnego dnia wstaliśmy jeszcze przed wschodem słońca i o świcie byliśmy już w niewielkiej, drewnianej łódce, gdzie z dwójką wietnamskich kompanów zmierzaliśmy w kierunku pływającego targu (floating market).





Podobno jeszcze pięć lat temu było tutaj znacznie więcej łodzi, jednak z biegiem czasu ten rodzaj handlu staje się coraz mniej opłacalny i sprzedawcy w dużej mierze przenoszą się na ląd. 
Nie jest wykluczone, że za kilka lat wodne markety w Delcie Mekongu przestaną istnieć lub będą jedynie tworami stworzonymi sztucznie dla coraz chętniej przybywających w te rejony turystów.


 "Wodni sprzedawcy" są hurtownikami, nie interesuje ich sprzedaż pojedynczych sztuk ;) 




Większość łodzi ma na końcu zamontowany długi kij eksponujący towary, które można na nich nabyć.




Jedna z Łodzi serwowała nawet przepyszne zupy :) 




Zjadłam tutaj najlepsze w całym Wietnamie Phở, czyli rodzaj orientalnego rosołu z makaronem i wołowiną. 

Rzeka nie jest idealnym miejscem do jedzenia zupy, więc musiałam uważać, żeby nic się nie wylało... szkoda takiego smakołyku :) 



Warto dodać, że zupa Phở często serwowana jest w Wietnamie na śniadanie ;)


Tego dnia odwiedziliśmy również rodzinną fabrykę makaronu ryżowego.

Kiedy byliśmy w fabryce na stanowiskach znajdowały się tylko 4 osoby, jednak pracuje tutaj w sumie 10 osób i dziennie produkują około 500-600 kg makaronu (niewiarygodne!!).

Gęsta, biała ciecz znajdująca się w kadzi składa się w 60% z ryżu i 40% z tapioki. 

Porcja mieszanki wlewana jest na gorącą płytę i starannie rozprowadzana.
Co ciekawe piec utrzymujący ciepło opalany jest pociętymi ubraniami ;)

Następnie okrągły, elastyczny placek na chwile zostaje przeniesiony na coś w rodzaju wiklinowego kosza, który pozwala mu spokojnie ostygnąć.

a tutaj film z produkcji: 



Ryżowe "naleśniki" dosychają na słońcu....

....i w ostatniej fazie produkcji są cięte w długie nitki w takiej o to maszynie:

Według mnie nie wygląda zbyt profesjonalnie, ale dziennie przechodzi przez nią całe mnóstwo makaronu, więc musi być wystarczająco skuteczna :)

Oczywiście z maszyny trzeba też odebrać makaron.. i tutaj znalazło się trochę pracy dla mnie :p



Teraz makaron jest już gotowy do sprzedaży :)

Już wkrótce kolejna część, do zobaczenia !! :)

2 komentarze:

  1. Wygląda cudownie! Istne arcydzieło :-) Mam już ochodztę na samą myśl. Pozdrawiam i gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  2. Śwetne! Gratuluję wykonania :-) To idealnie trafia w mój gust.

    OdpowiedzUsuń